8.09.2015
Szkoda, że tak bardzo, ale to bardzo irytują mnie ludzie i swoje cowieczorne picie odbywam z reguły w samotności.
Nie znaczy to oczywiście, że wówczas się użalam nad sobą czy
rozkminiam myśli egzystencjonalne.
Wzbudzam w sobie element pierdolca i potem jest już z górki.Jak już wielokrotnie pisałem na mój stan bardzo slabo czy nawet
iluzorycznie wpływa abstynencja czy jej brak
Absolutnie nie ma to znaczenia.
Zdarzają się często zmiażdżone dni nawet w czasie długotrwałej
abstynencji, oraz dni niezłe pomimo kilkudniowej, cowieczornej
przygody z używkami.
Często jest również na odwrót- chujówka w okresie
"atakowania" używek i nieźle w czasie abstynencji.
Generalnie nie zauważam jakiejś większej zależności przyczynowo
skutkowej w tej materii.
Jakże ja bym chciał mieć możliwośc spokojnie usiąść, zatrzymać się
, kontemplować i móc zatrzymywać się na swoich optymistycznych
myślach. Czyli odpoczywać i dobrze się czuć z samym sobą.
Wakacje, leżak nad rzeką, góry w zasięgu reki i brak codziennych
obowiązków powinien obfitować w takie chwile
Niestety w takich momentach jest jeszcze gorzej niż zwykle
Nie pamiętam już jak to jest, kiedy jest dobrze samemu ze swoimi
myślami.
Spokojnie płynące, uporządkowane, optymistyczne, planotwórcze,
przyszlościowe myślenie. poczucie bezpieczeństwa i błogostanu.
Dla mnie to abstrakcja.
Moim udziałem jest raczej stała, chaotyczna i nieprzerwana gonitwa
strasznych, mrocznych, negatywnych, na wskroś depresyjnych myśli.
Wybuchające bluzgi i złorzeczenia w mojej głowie. Napięcie,
szczękościsk i przekonanie że świat to pieklo tylko i wyłącznie.
Tak więc nie dziwcie się mi, że uciekam dzięki używkom jak najdalej
się da od siebie samego.
Abstrakcja, deformacja, poalkoholowa kategorycznośc i poczucie mocy
sprawczej w aspekcie swojego życia to dla mnie skuteczny,
balsamiczny choć tylko złudny i chwilowy erzac normalności czy
spokoju....
9.09.2015
... i znów jestem sparaliżowany niemocą
Od kilku dni moje mieszkanie przypomina lokal schizofrenika.
Wszędzie walają się ubrania, jakieś naczynia, porozrzucane
dokumenty, narzędzia i tak dalej
A ja nie tyle, że leżę ,tylko chodzę od ściany do ściany, od okna
do okna i oD strony internetowej do strony nie potrafiąc absolutnie
niczym się tak naprawdę zając.
Świadomośc natłoku czynności , które powinienem wykonać powoduje
lęk i dziwny histeryczny napęd. Niestety całkowicie bezproduktywny.
To jest czysty OBŁĘD.
JSTEM W STANIE TYLKO NERWOWO TRZEC RĘKAMI CZOŁO I POTYLICĘ JAKBY
MIALO TO COKOLWIEK POMÓC..
I mam świdomośc całkowitej irracjonalności tego co się ze mną
dzieje.
Boże - daj mi zwariować w stopniu uniemożliwiającym mi świadomośc
swojego szaleństwa.
Być wariatem w pełni świadomym- to piekło na ziemi
10.09.2015
U mnie nie jest lepiej...
Mam depresyjną fazę niemocy.
W ciągu dnia padam na ryj.
Jestem tak strasznie zmęczony. Nie da się nie spać popołudniu. A
spanie popołudniu powoduje katastrofalne wręcz nasilenie depresji.
Dobrze o tym wiem, a mimo to nie jestem w stanie nie spać
Mózg mi się zawiesił na depresyjnej stagnacji. A w bonusie to
straszne rozdrażnienie i bezpodstawna nienawiśc nawet do żony i
mamy.
Teraz jest lepiej. Jestem w stanie cosik napisac. Lecz tylko i
wyłącznie dzięki temu iż jestem na fazie.
Jak tak dalej pójdzie to będę musial być na fazie cały dzień aby
sprostać obowiązkom skutkującym zarabianiem pieniędzy
12.09.2015
...ja oszalałem
Mania dysforyczna, stan mieszany lub pobudzona depresja...
Jak kto woli.
Cały dzień walczę z jakże rozkoszną myślą o powieszeniu się w
parku. Koło placu zabaw- tak żeby mnie dzieci znalazły
Mam potrzebę zrobienia czegoś całkowicie głupiego, irracjonalnego i
niezrozumiałego dla niewariatów.
Zrobić coś co mnie pogrąży do reszty.
Wyjśc na miasto i napaść na milicjantów
Z pewnością jeden z nich mnie zabije. I to będzie samobójstwo
dokonane z udziałem osób trzecich hehehehehe
To prawda co piszą o stanie mieszanym w CHAD
To najniebezpieczniejszy dla chorego etap choroby psychicznej ( ze
wszystkich chorób psychicznych)
Szokujące samobójstwo wydaje się czymś ze wszech miar uzasadnionym
i akceptowalnym.
Gdybym był teraz kierowcą autobusu rejsowego to z pewnościa najebał
bym się w trupa i na pełnej kurwie wjechał ze wszystkimi pasażerami
pod tira...
To jest już nie do zniesienia.
15.09.2015
To wszystko jest nie do zniesienia.
Od straszliwego maniakalno-dysforycznego obłędu jaki był moim
udziałem jeszcze kilka dni temu do kompletnej, leżącej depresji z
zatrzymaniem większości funkcji umysłowych i całkowitą stagnacją
jakiejkolwiek decyzyjności. I oczywiście to wszystko podszyte
depresyjnym cierpieniem, bólem istnienia i lękiem...
Potrzebuję ostatecznego powodu do samobójstwa. Na szczęście ten
powód pomalutku, krok po kroku materializuje się w nie tak znów
odległej przyszłości.
Dzisiaj
Tak sobie myślę, że mnie najbardziej dołuje stałe zmęczenie i senność.
Większość mojego życia to bezskuteczna walka z sennością.
Jest to walka tak heroiczna i męcząca że w efekcie jestem coraz bardziej zmęczony.
A im bardziej zmęczony jestem tym większą mam depresję. I na odwrót oczywiście
Sprzężenie zwrotne. Zaklęty krąg niemocy.
Jedynie kiedy jestem wkurviony to nie chce mi się spać.
Ale ileż można się wkurviać? Zwłaszcza że potem jestem jeszcze bardziej zmęczony...
Dobrze niweluje też ową niemoc alkohol i dragi. Ale też chwilowo tylko.
Jestem zbyt zmęczony żeby żyć.
Pisząc
że jestem zmęczony mam na myśli ten odrętwiający stan jaki pojawia się
po kilku nieprzespanych nocach. Mózg się zatrzymuje i nic nie jest już
ważne. Ważne jest spanie.
Kiedy ja wreszcie się zabiję?
Ta obłędna huśtawka doprowadza mnie do rozpaczy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz