sobota, 19 września 2015

Obłęd ostatnich dni...

8.09.2015

Szkoda, że tak bardzo, ale to bardzo irytują mnie ludzie i swoje cowieczorne picie odbywam z reguły w samotności.
Nie znaczy to oczywiście, że wówczas się użalam nad sobą czy rozkminiam myśli egzystencjonalne.
Wzbudzam w sobie element pierdolca i potem jest już z górki.Jak już wielokrotnie pisałem na mój stan bardzo slabo czy nawet iluzorycznie wpływa abstynencja czy jej brak
Absolutnie nie ma to znaczenia.
Zdarzają się często zmiażdżone dni nawet w czasie długotrwałej abstynencji, oraz dni niezłe pomimo kilkudniowej, cowieczornej przygody z używkami.
Często jest również na odwrót- chujówka w okresie "atakowania" używek i nieźle w czasie abstynencji.
Generalnie nie zauważam jakiejś większej zależności przyczynowo skutkowej w tej materii.
Jakże ja bym chciał mieć możliwośc spokojnie usiąść, zatrzymać się , kontemplować i móc zatrzymywać się na swoich optymistycznych myślach. Czyli odpoczywać i dobrze się czuć z samym sobą.
Wakacje, leżak nad rzeką, góry w zasięgu reki i brak codziennych obowiązków powinien obfitować w takie chwile
Niestety w takich momentach jest jeszcze gorzej niż zwykle
Nie pamiętam już jak to jest, kiedy jest dobrze samemu ze swoimi myślami.
Spokojnie płynące, uporządkowane, optymistyczne, planotwórcze, przyszlościowe myślenie. poczucie bezpieczeństwa i błogostanu.
Dla mnie to abstrakcja.
Moim udziałem jest raczej stała, chaotyczna i nieprzerwana gonitwa strasznych, mrocznych, negatywnych, na wskroś depresyjnych myśli. Wybuchające bluzgi i złorzeczenia w mojej głowie. Napięcie, szczękościsk i przekonanie że świat to pieklo tylko i wyłącznie.
Tak więc nie dziwcie się mi, że uciekam dzięki używkom jak najdalej się da od siebie samego.
Abstrakcja, deformacja, poalkoholowa kategorycznośc i poczucie mocy sprawczej w aspekcie swojego życia to dla mnie skuteczny, balsamiczny choć tylko złudny i chwilowy erzac normalności czy spokoju....

9.09.2015


... i znów jestem sparaliżowany niemocą
Od kilku dni moje mieszkanie przypomina lokal schizofrenika.
Wszędzie walają się ubrania, jakieś naczynia, porozrzucane dokumenty, narzędzia i tak dalej
A ja nie tyle, że leżę ,tylko chodzę od ściany do ściany, od okna do okna i oD strony internetowej do strony nie potrafiąc absolutnie niczym się tak naprawdę zając.
Świadomośc natłoku czynności , które powinienem wykonać powoduje lęk i dziwny histeryczny napęd. Niestety całkowicie bezproduktywny.
To jest czysty OBŁĘD.
JSTEM W STANIE TYLKO NERWOWO TRZEC RĘKAMI CZOŁO I POTYLICĘ JAKBY MIALO TO COKOLWIEK POMÓC..
I mam świdomośc całkowitej irracjonalności tego co się ze mną dzieje.
Boże - daj mi zwariować w stopniu uniemożliwiającym mi świadomośc swojego szaleństwa.
Być wariatem w pełni świadomym- to piekło na ziemi


10.09.2015

U mnie nie jest lepiej...
Mam depresyjną fazę niemocy.
W ciągu dnia padam na ryj.
Jestem tak strasznie zmęczony. Nie da się nie spać popołudniu. A spanie popołudniu powoduje katastrofalne wręcz nasilenie depresji.
Dobrze o tym wiem, a mimo to nie jestem w stanie nie spać
Mózg mi się zawiesił na depresyjnej stagnacji. A w bonusie to straszne rozdrażnienie i bezpodstawna nienawiśc nawet do żony i mamy.
Teraz jest lepiej. Jestem w stanie cosik napisac. Lecz tylko i wyłącznie dzięki temu iż jestem na fazie.
Jak tak dalej pójdzie to będę musial być na fazie cały dzień aby sprostać obowiązkom skutkującym zarabianiem pieniędzy

12.09.2015

...ja oszalałem
Mania dysforyczna, stan mieszany lub pobudzona depresja...
Jak kto woli.
Cały dzień walczę z jakże rozkoszną myślą o powieszeniu się w parku. Koło placu zabaw- tak żeby mnie dzieci znalazły
Mam potrzebę zrobienia czegoś całkowicie głupiego, irracjonalnego i niezrozumiałego dla niewariatów.
Zrobić coś co mnie pogrąży do reszty.
Wyjśc na miasto i napaść na milicjantów
Z pewnością jeden z nich mnie zabije. I to będzie samobójstwo dokonane z udziałem osób trzecich hehehehehe
To prawda co piszą o stanie mieszanym w CHAD
To najniebezpieczniejszy dla chorego etap choroby psychicznej ( ze wszystkich chorób psychicznych)
Szokujące samobójstwo wydaje się czymś ze wszech miar uzasadnionym i akceptowalnym.
Gdybym był teraz kierowcą autobusu rejsowego to z pewnościa najebał bym się w trupa i na pełnej kurwie wjechał ze wszystkimi pasażerami pod tira...
To jest już nie do zniesienia.

15.09.2015

To wszystko jest nie do zniesienia.
Od straszliwego maniakalno-dysforycznego obłędu jaki był moim udziałem jeszcze kilka dni temu do kompletnej, leżącej depresji z zatrzymaniem większości funkcji umysłowych i całkowitą stagnacją jakiejkolwiek decyzyjności. I oczywiście to wszystko podszyte depresyjnym cierpieniem, bólem istnienia i lękiem...
Potrzebuję ostatecznego powodu do samobójstwa. Na szczęście ten powód pomalutku, krok po kroku materializuje się w nie tak znów odległej przyszłości.

Dzisiaj

 Tak sobie myślę, że mnie najbardziej dołuje stałe zmęczenie i senność.
Większość mojego życia to bezskuteczna walka z sennością.
Jest to walka tak heroiczna i męcząca że w efekcie jestem coraz bardziej zmęczony.
A im bardziej zmęczony jestem tym większą mam depresję. I na odwrót oczywiście
Sprzężenie zwrotne. Zaklęty krąg niemocy.
Jedynie kiedy jestem wkurviony to nie chce mi się spać.
Ale ileż można się wkurviać? Zwłaszcza że potem jestem jeszcze bardziej zmęczony...
Dobrze niweluje też ową niemoc alkohol i dragi. Ale też chwilowo tylko.
Jestem zbyt zmęczony żeby żyć.
Pisząc że jestem zmęczony mam na myśli ten odrętwiający stan jaki pojawia się po kilku nieprzespanych nocach. Mózg się zatrzymuje i nic nie jest już ważne. Ważne jest spanie.
Kiedy ja wreszcie się zabiję?

Ta obłędna huśtawka doprowadza mnie do rozpaczy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz