środa, 7 października 2015

...nadal zdycham. Zmęczenie nakręcające depresję, która w "nagrodę" nakręca jeszcze większe zmęczenie.
Ja już zwyczajnie nie żyję.
Nie potrafię pojąc w jakim celu to znoszę? Może po trochu jestem masochistą?
Często siadam na ręce, na której mam stalowy zegarek ze stalowa bransoletą. Siedzę tak długo, aż ręka sinieje, a ból powoduje, że chce mi się sikać :D
Ponowne uwolnienie dopływu krwi i związany z tym ból jest...zajeebisty...najlepiej wychodzi mi to po pijanemu, kiedy granice tolerancji są daleko wyżej przesunięte :D
Może bez cierpienia nie potrafiłbym już żyć?
Żal mi żony. Coraz bardziej.
Ona się zajebiściee rozwija. A ja się zajebiściee zwijam.
Odkąd awansowała w fabryce dostała skrzydeł. Uczy się jednocześnie włoskiego ( firma gdzie pracuje jest włoska) i angielskiego. Dodatkowo kończy szkołę logistyczną. Przyszła do firmy jakaś nowa maszyna warta kilka milionów złotych i moja żona jako osoba szkoląca poznaje arkana obsługi tej maszyny. Przyjechał Włoch i w obcych językach dogaduje się z moją żoną na temat obsługi tego potwora. Od przyszłego tygodnia to ona będzie szkolić innych.
Opowiada mi o tym z wypiekami na twarzy. Gratuluje jej tych skrzydeł. Z całego serca. A jednocześnie zazdroszczę. Bo wiem, że gdybym miał stały dostęp do swojego intelektu to z pewnością już dawno byłbym ustawiony na decyzyjnym stanowisku w dużej firmie.
Moja żona mi to wszystko każdego dnia komunikuje, a ja gubię się już po kilku zdaniach i poza kilkoma, jakże sztucznymi i niecelnymi uwagami nie jestem w stanie niczego konstruktywnego powiedzieć. Zwyczajnie tego nie czuję. Nie potrafię Jej pogratulować, chociaż tak bardzo bym chciał...
Nie myślcie, że jestem jakimś menelem. Również zarabiam kasę. Nie będę się o tym rozpisywał. Zarabiam legalnie. Mam nienormowaną prace za którą jestem rozliczany na koniec miesiąca. Oczywiście na czarno. Co mnie cieszy. Gdy zdycham to nie pracuję. Gdy zdycham mniej to jakoś sobie radzę. Tylko że możecie sobie wyobrazić jak to jest pracować w stanach, jakie są bardzo często moim udziałem...
Moja praca wymaga intelektu. Pracodawca nawet nie podejrzewa z jakim pojebem ma do czynienia. Na szczęście bardzo rzadko ktokolwiek z zainteresowanych mnie widzi, pracuję głównie w terenie. Sprzedałem kit że choruję na padaczkę i chroniczne bóle głowy...
W stanach w jakich jestem ostatnio coraz częściej to tortura. Straszna, rozdzierająca tortura...
Mam pomału zamiar wyprowadzić się z domu. Myślę że czas pozbawić żonę i zwłaszcza synka ciągłego kontaktu z pojeebem.
Tak nie może dłużej być.
Nie mam zamiaru ich niszczyć mentalnie.
Myślę że będę w stanie zmobilizować się, sprężyć, aby w trakcie kontaktów z nimi trzymać pełen fason. Jestem już mistrzem w udawaniu, tym nie mniej nie jestem w stanie udawać przez cały czas.
Pozostały czas, w samotności będę mógł wreszcie zdychać pełnowymiarowo, chlejąc w trupa, wyjąc i rzygając po ścianach wynajętej kawalerki...
A i potem, kiedy się wreszcie zapierdoolę z radością, może nie będzie to dla nich takim szokiem. Powinni być już do tego czasu trochę ode mnie już odzwyczajeni...
Dobry plan???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz