Bardzo mi przykro, ale to już chyba będzie koniec...
Od wielu miesięcy przenika mnie tylko i wyłącznie mniej lub bardziej nasilone cierpienie.
Cierpienie bezproduktywne, niezasłużone, a przede wszystkim bezkresne.
Cierpienie bez kresu jest cierpieniem całkowicie pozbawionym sensu.
Nie pamiętam już, kiedy odczułem jakąkolwiek pozytywną emocję. Nawet najmniejszą.
Prawdziwy uśmiech i błysk w oku przepadł gdzieś w odmętach szaleństwa.
Po cóż więc cierpieć skoro u kresu cierpienia jest tylko pustka?
Nie jestem już w stanie opisać jak wygląda moja codzienność. Nie jestem w stanie opisać moich relacji z najbliższymi.
Nie jestem w stanie napisać nawet jednego pozytywnego zdania.
I niech nikt nie waży się stwierdzić że przecież bywały chwile kiedy było ze mną dobrze.
Gówno prawda !!!
Ja cały czas gram normalność. Gram lepsze samopoczucie. Moje życie to jedna wielka gra. Ułuda normalności.
Czasami granie się udaje na tyle, że ktoś niewtajemniczony, czy nawet wtajemniczony da się nabrać.
Ale to wszystko jest gra mająca na celu chociaż chwilowe odciążenie najbliższych.
Gra, która mnie wyniszcza.
Tak naprawdę od wielu lat jest albo źle, albo bardzo źle.
Ostatnio często chce mi się płakać. Mam przeczucie, że większość rzeczy robię i widzę po raz ostatni w życiu.
Widzę góry, które zawsze kochałem- cierpię w milczeniu, gdyż WIEM że widzę je już po raz ostatni.
W czerwcu bylem kilka dni nad morzem - płakałem skrycie , bo WIEDZIAŁEM że widziałem je po raz ostatni.
Ktoś powie- zdycha a ciągle gdzieś jeździ.
Owszem jeżdżę- ale robię to dla żony i przede wszystkim syna. Niech maja jakieś wspomnienia.
To jednak straszliwy wysiłek. Wysiłek, za który płacę za każdym razem jeszcze większa depresją i jeszcze większa rozpaczą.
Uciekam z domu. Nie chcę już swoim obłędem obciążać najbliższych.
Wczoraj spałem pijany w trupa na podłodze w biurze, które sprzątam.
Nie
chcę już dłużej obarczać swoją personą najbliższych, zwłaszcza syna,
tak więc uciekam od nich, gdyż nie mam już siły, ochoty ani powodu aby
nadal udawać...
To już naprawdę kres mojej drogi.
I te jebanee
sprawy sądowe. Co dwa tygodnie. To jest bonus, który mnie z pewnością
zabije. Nie doczekam do końca. Jestem tego coraz bardziej pewny...
Nie wiem jak przetrwać dzisiejsza noc. Nie wiem jak przetrwać kolejny dzień.
A przede wszystkim nie wiem już po co...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz